
Wojciechowo Wielkie położone jest na wschód od Sycowa. To niewielka wieś, po lewej stronie drogi w kierunku na Milicz w dawnym folwarku dworskim zachował się pałac wybudowany W 1869 roku dla barona von Strachwitz w miejscu istniejącego wcześniej dworu. Obiekt wzniesiono w stylu neogotyckim. Na jego tyłach znajduje się zaniedbany park w stylu angielskim który został założony w drugiej połowie XIX wieku, niestety dziś niczym nie przypomina dawnego założenia. To trudny do przebycia gąszcz. Sam pałac również został nadgryziony kłami czasu.



Dziś 150 letni obiekt kolejny raz chyli się ku upadkowi. Pierwszy raz na kolana rzuciła go bezlitosna II WŚ. podczas której został uszkodzony. W powojennym wykazie szkód z powiatu sycowskiego z 1946 wartość pałacu oszacowano na 120.000 zł a powstałe szkody na 36.000 zł. Pałac przejęty został przez Państwowe Gospodarstwo Rolne, po remoncie powstały w nim biura i mieszkania dla pracowników. Ostatni remont miał miejsce w 1991r od tego czasu było już tylko gorzej. Z roku na rok pałacu ubywało.



Obecnie pałac pozostaje na głucho zamknięty, okna zabito płytą OSB by uniemożliwić wejście do pałacowych wnętrz. Ozdobne elewacje, odpadają z liszajami tynku a wszędobylska wilgoć sprzyja wyrastaniu samosiejek, które niszczą mury. Wejść można do piwnic, jednak tam jak w większości opuszczonych pałaców panuje straszny nieład. Na tyłach, od strony parku znajduje się wejście z oszkloną werandą, być może jest to pozostałość po mini oranżerii wybudowanej przez ostatniego przedwojennego właściciela pałacu dr Paula Grunda.



Nie udało mi się ustalić, kto jest właścicielem obiektu, pałac ma szanse. Przy odrobinie dobrej woli mógłby odzyskać dawny blask. Posiada kubaturę 5550 metrów w tym sale balową, która w latach PRL służyła, jako świetlica i klubo-kawiarnia, obecnie pałac mógłby stać się pensjonatem lub zajazdem. Istnieją też zabudowania gospodarcze, to dodatkowy atut i szansa na otwarcie w tym miejscu agroturystyki. Na razie pałac stoi pusty, najbliższe lata pokażą czy dostanie kolejną szansę czy podzieli los innych Dolnośląskich rezydencji i popadnie w totalną ruinę.

A tak się zastanawiam… A któż to „przycupnął” z zamieszkaniem w lewej części pałacu ?… W Internecie krążą też zdjęcia tego pałacu z dziećmi w piaskownicy na tle rozpadającej się oranżerii. Jeśli jest to niszczejąca własność gminy, wpisana w dodatku w rejestr zabytków to gmina dopuszcza – przy tzw świadomej, cichej zgodzie, zamieszkiwanie – z tzw przydziału lub po znajomości, kogoś w zabytku, który podobno zagraża życiu i zdrowiu. A to już podlega paragrafowi. Omińmy ten prawniczy slang, a powiedzmy sobie szczerze: dla mnie to szczyt świństwa także ze strony tych, którzy cztery litery usadzili w tej części pałacu, malując i remontując tylko tę część w której według mnie nie powinni mieszkać, a mieszkają. Nie przeszkadza im ta wilgoć z bocznych ścian ? Te tynki ? A jak się zawali to i im ściany runą.
Analogicznie jak z łódzkim przykładem: Piotrkowska 274 , pałac Steinertów. W zdewastowanym pałacu zamieszkiwali profesorowie i wykładowcy sztuk pięknych, artyści z dorobkiem profesorskim. I też im to nie przeszkadzało. A z racji zawodu i tytułów powinno, prawda ? Miasto ich musiało po nieskutecznych negocjacjach, niemal „gnębić” by się wreszcie stamtąd ruszyli, by pałac poddać rewitalizacji. Jak dla mnie prawo powinno być surowsze, nie tak pobłażliwe w takich przypadkach – i tu i tam, na bruk. Jak ktoś chce się rozkładać w pałacowych wnętrzach to niech o nie dba. Ale może bujam w obłokach…